|
Forum Niesamowite
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
luciad
Moderator
Dołączył: 13 Sie 2007
Posty: 1866
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 25 razy Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Tarnów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 0:30, 16 Wrz 2007 Temat postu: Egregory |
|
|
Czym są egregory? Przystępne wyjaśnienie jest na stronie [link widoczny dla zalogowanych]
Tu mały fragment stamtąd:
Otóż egregor jest to duch określonej społeczności. Jeśli grupa ludzi robi coś wspólnie lub w coś wierzy, tworzy tym samym egregora, którego moc zależy od ilości wyznawców oraz siły ich wiary. Można go nawet porównać do inkuba, czyli istoty, która jest wytworem czyjejś wyobraźni. Są ludzie, którzy siłą swojej psychiki tworzą takie inkuby, które stają się materialne i potrafią nieźle narozrabiać, szkodząc samemu swojemu twórcy.
Ezoterycy wiedzą o tym, że ludzka psychika ma potężną moc. W końcu myśl jest energią, a twarda materia to nic innego, jak skoncentrowana energia (materia składa się głównie z pustych przestrzeni). Jeśli więc ktoś (a zwłaszcza duża grupa ludzi) zasila swoją energią mentalną jakieś, nawet zupełnie abstrakcyjne wyobrażenie, to może się zdarzyć, że energia ich myśli przybierze materialną postać.
Przykładem może być Szatan. Ta istota została zmyślona przez judeochrześcijańskich kapłanów, żeby pomagała im trzymać w ryzach owczarnię pańską. Nic tak skutecznie ludzi nie kontroluje i nie przywołuje do porządku jak lęk. Silna wiara oraz potężny ładunek negatywnych emocji sprawiły, że ów początkowo fikcyjny Szatan nabrał mocy i dziś każdy katolik przysięgnie, że jest on jak najbardziej realny, że go spotkał, a nawet więcej, jego moc jest potężniejsza, niż boska.
Wszystkie religie tworzą swoje egregory, ponieważ pełnią one rolę psów stróżujących, które pilnują wyznawców i odstraszają przeciwników. To właśnie za sprawą owych stróżujących egregorów tak trudno jest porzucić religię lub inną tradycję, w której było się wychowanym. Rolą egregora jest zaganiać zbiegłą owieczkę z powrotem do stada i pilnować, żeby nie próbowała znowu uciec.
A z innej strony jeszcze taka wzmianka o egregorze w konfrontacji do Boga religii:
Bóg (ten przez duże "B") nie rządzi tym światem i nie wtrąca się w ludzkie sprawy, gdyż dostęp do Jego (a raczej Jej) energii jest skutecznie blokowany przez wrogie ludzkości siły. Jednak każdy szukający ratunku może liczyć na skuteczną pomoc, jeśli tylko uświadomi sobie, że modląc się do osobowego Boga wykreowanego przez religie monoteistyczne w rzeczywistości zwraca się do Egregora, czyli boga fałszywego. Liczenie na rzekome pośrednictwo Jezusa jest również pomyłką, choćby z tego powodu, że trafiając do dowolnego pośrednika energia modlitwy ulega rozproszeniu i traci swą moc.
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kiara
Mistrz
Dołączył: 22 Sie 2007
Posty: 511
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Francja
|
Wysłany: Nie 9:06, 16 Wrz 2007 Temat postu: Egregory |
|
|
Tak, prawda, egregory istnieją w rzeczywistości, to im są potrzebne modlitwy, to one są zasilane mocą wiary ludzkiej. Wiem, że obecnie walczą między sobą te energie. Wierzyć w Boską Energię, w STWÓRCĘ, a być wyznawcą jakiejś wiary - to dwie odmienne rzeczy. Ja nie jestem wyznawcą ŻADNEJ WIARY, ŻADNEJ RELIGII, zdjęłam z siebie wszystkie religijne symbole, uwolniłam się tym samym od połączenia z tymi egergorami. Kiedyś byłam inicjowana w reiki, zdjęłam wszystkie symbole, odcięłam połączenia z moimi nauczycielami, ich autorytetem (ostatnim była Ela Nowalska), jestem czysta i wolna. Dla mnie Stwórca jest Energią Dobra i Miłości, wskazujacą mi kierunek mojej drogi, ale nie wyznaczający drogi, którą powinnam pójść.
Miłość, godność, piękno, prawość i harmonia są na tej drodze. To nie są egegory, to są elementy wzorca mojego rozwoju. Uważam, że jezeli człowiek nie podporządkuje się szkołom duchowym, mistrzom, religiom, uwolni się od wszelkich inicjacji, które podłączają go do egregora, stanie się naprawdę wolny. Jest to bardzo trudne, egregory walczą o każdego, każdy z nimi połączony daje im zasilanie. Walczą energetycznie tworząc nieprzewidziane trudności, ale też poprzez ludzi, którzy są z nimi połączeni. To ci ludzie, którzy często bardzo aktywnie i agresywnie zachowują się w stosunku do osoby, która wyszła lub wychodzi z obszaru oddziaływania egregora są przez te egregory manipulowani.
Wszystkie egregory żyją w przestrzeni astralnej zasilane energią ludzi wspierających jakiś system, są to TWORY ENERGETYCZNE nieposiadające DUSZY, nie są to STWORZENIA BOSKIE z ISKRĄ BOŻĄ.
Dlatego Energie Myślicielskie nie używają żadnych znanych człowiekowi
określeń i imion łączących je z egregorami, żeby nie zasilać energią myśli egregora, ani religijnego, ani osobowościowego.
Egregory to twory istniejące dzięki niskiej wibracji, przeważnie bardzo różne są to częstotliwości strachu, jednak pomału przekształcają się na pobór miłości uwarunkowanej. NIGDY NIE BĘDĄ MOGŁY ISTNIEĆ W POLACH MIŁOŚCI BEZWARUNKOWEJ, TAM NIE MA WŁADZY I DOMINACJI CZŁOWIEKA NAD CZŁOWIEKIEM.
Jedyna nasza możliwość uwolnienia się od wpływu tej energetycznej przestrzeni to nasz rozwój. Rozwój przez MIŁOŚĆ, droga do miłości bezwarunkowej.
Skąd czerpią wiedzę o człowieku egregory? Z pól energoinformacyjnych, robią to błyskawicznie, w sposób błyskawiczny jak komputery analizują dane. Tworzą dla nas rzeczywistość, zdarzenia poprzez zachowania osób z nimi połączonych. Jest to manipulacja nastrojami oraz bezpośredni wpływ na zachowania ludzkie: zrób to lub to, tak lub tak, będzie dobrze dla ciebie i kogoś. Ale są to również programy wpisywane nam przez wróżki połączone z egregorami. To naprawdę działa. Na początku, dzięki prowadzeniu, ludzie odnoszą sukcesy, poprawia się ich zdrowie oraz samopoczucie. Ale w ten sposób stają się niewolnikami sterowanymi przez niewidzialny świat, który coraz bardziej uzależnia [ich] od siebie. Wolna wola staje się fikcją, za to są: korzyści materialne, władza, prestiż, autorytety, itp...
Bogaty jest niewidzialny świat duchowy, jeżeli ktokolwiek robi cokolwiek z nastawieniem na korzysci, wpada w uzależnienia od egregorów oraz innych istot duchowych o niskim systemie wartości.
kiara
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kiara dnia Wto 18:34, 18 Wrz 2007, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
luciad
Moderator
Dołączył: 13 Sie 2007
Posty: 1866
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 25 razy Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Tarnów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 10:33, 16 Wrz 2007 Temat postu: |
|
|
Kiaro, rozumiem, że dla Ciebie jest oczywiste, iż Energie Myślicielskie to nie egregory. Ale jak ma się na tym poznać "zwykły człowieczek"?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Leszek
Forumowicz
Dołączył: 25 Sie 2007
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 2/6
|
Wysłany: Nie 10:43, 16 Wrz 2007 Temat postu: O EGREGORACH - ich "ciele" i "duszy" |
|
|
O EGREGORACH - ich "ciele" i "duszy". (fragment)
Autor: Jan Witold Suliga
Egregor to coś/ktoś, kto/co emanuje z nas, ale i spoza nas. I obu tych aspektów świadomi byli dawni ezoterycy, widząc w egregorach zarówno to, co od pochodzi od człowieka ( „ślepota duchowa” ), jak i to, co stanowi jej zewnętrzne i wewnętrzne źródło ( duchowe byty ).
MATERIALIZACJA ŚWIATA CIENI
Dla istot tych ludzki umysł stanowi ogniwo pośredniczące między światem bytu, a kosmosem niebytu z jakiego pochodzą, a który jest – w pewnym sensie – odwrotnością naszego wszechświata, z wszystkimi, wynikającymi z tego faktu konsekwencjami. Jak wiadomo w zetknięciu z materią antymateria powoduje jej anihilację, dokonując zarazem unicestwienia samej siebie. Z podobnych z grubsza względów „duchy nicości” nie mogą egzystować w świecie żywych bytów i muszą korzystać ze „skafandrów” umożliwiających im przebywanie w ich kosmosie. „Skafandrami” tymi są generowane przez ludzkie umysły myślokształty uformowane w skutek „produkowania” rozmaitych, zbiorowych wyobrażeń czegoś, co jako materialny byt nie istnieje. Z nich to owe istności „tkają” swoje „skafandry” i nimi się okrywają, by móc funkcjonować po „drugiej stronie lustra”.
Przedostawszy się w ten sposób do kosmosu bytu dążą do dalszej swej „materializacji”. Ze względu jednak na to, że funkcjonują w subtelnej „sferze myśli” nie mogą wprost oddziaływać na materię, na przykład „wcielić się” w kamień lub w inny przedmiot. Ich ekumenę stanowi kosmos myślokształtów, noszący w okultyzmie nazwę astralu. Skąd się bierze astral? Wysnuwa się on z ludzkich umysłów, które dostrzegają w otaczającej je rzeczywistości coś więcej poza faktem, że ona jest, skutkiem czego zwyczajny kubek przestaje być zwyczajnym kubkiem i zyskuje status świętego Graala, kawałek placka postrzegany jest i przyjmowany jako żywa obecność Jezusa, a dwie skrzyżowane linie okolone kręgiem stają się mandalą we wszystkich jej mistycznych, magicznych, psychologicznych i archetypowych znaczeniach itd. Ten nowy wymiar rzeczywistości określam mianem rzeczywistości symbolicznej.
Rzeczywistość ta tak mocno „przylega” do ludzkich zbiorowości, że można ją uznać za rodzaj swoistego corpus symbolicum, w którym ludzie owi się realizują i poprzez który postrzegają, oceniają i opisują świat. Każda grupa ludzka posiada swoje własne „ciało symboliczne” będące ekosferą ich egregorów oraz cząstką corpus symbolicum pojedynczych ludzi. Wszystkie te „ciała” wchodzą w skład „ciała symbolicznego” całej ludzkości. Ono to jest ekumeną egregorów wyższych hierarchii, tak „boskich” jak i „demonicznych” i w niej też najlepiej realizują one swą „materializację”, sprawiając wrażenie, jakby istniały nie tylko w ludzkiej psyche, ale i poza nią.
Im bardziej przeto identyfikujemy mentalny symbol z materialnym obiektem, tym większej mocy udzielamy egregorom zmierzającym do swej „materializacji”, im silniej zaś „lokujemy” ów symbol w sferze ducha, tym potężniej pomagamy im się „uduchowiać”. Prawidło to dotyczy wszystkich egregorów, choć oczywiście nie wszystkie zainteresowane są „materializacją wprost” ( należą do nich chociażby egregor buddyjskiej pustki, egregor boskiego światła, egregor boskiej miłości ) i nie wszystkie dążą do „wysokiego uduchowienia” ( wspomniane przez Jóźwiaka „egregory meliorantów”, egregor demokracji, egregor szlachty polskiej itd. ).
Znaczą ich część stanowią otoczeni czcią oraz kultem „bogowie”. Ten rodzaj jest najgroźniejszy, nie tyle ze względu na swój „demonizm” ( bywają wśród nich zarówno „dobre” jak i „złe” bóstwa ), lecz z tej przyczyny, że ich nadrzędnym celem jest zyskanie jednostkowej osobowości - przymiotu właściwego ludziom. Z naszego punktu widzenia mają one osobowość mnogą, czy raczej zbiorową, formując coś w rodzaju roju hierarchicznie podzielonych istności rządzących się wspólną wolą emanowaną przez hierarchię najwyższą. Ów rój chce być jednym „organizmem”: jedną osobą wyposażoną w jedno „ciało” i jedną „duszę” ( jednostkowa jaźń ). Sęk w tym, że nie może tego osiągnąć, bo w odróżnieniu do człowieka tejże duszy ( jednostkowej jaźni ) nie posiada.
Czym jest dusza? Mówiąc najkrócej dusza to „całość ja”. To coś, co sprawia, że mimo wewnętrznych sprzeczności człowiek pozostaje zintegrowaną jednostką. Status ten zachowuje ona nawet wtedy, gdy postępuje tak, jakby w nim było kilka „osób” ( nie mówimy tu oczywiście o opętaniu ). Czym innym bowiem są „maski duszy” ( role, z którymi dusza się identyfikuje ), a czym innym dusza „sama w sobie”, będąca „mną bez udawania mnie”. „Maski” tedy jedynie sprawiają wrażenie „osobowości”, prawdziwą osobą jest dusza. Nosi ona w sobie możliwości wielu swych realizacji w świecie. Jeżeli utożsami się z nimi, nakłada „maskę”, zaskorupia się w niej i – w pewnym sensie – umiera. Powrót do życia uzyskuje dopiero świetle Źródła swego pochodzenia ( w Bogu ) o ile się ku Niemu zwróci. By to osiągnąć musi zrzucić „maski”, odzyskać pierwotną „nagość”, powrócić do samej siebie; do takiej, jaką jest.
Dusza tedy jest „mną takim, jakim jestem”, jednakże by taką się dojrzeć potrzebuje światła i zwierciadła. Światłem obdarza ja Bóg, zwierciadłem są inni „posiadacze dusz” ( ludzie ). Światło pozwala jej być „mną takim, jakim jestem w obliczu Tego, który jest”, w zwierciadle odnajduje ona swoje podobieństwo i spełnienie i – jeśli tak można rzec – pięknieje. Zarazem dusza stanowi ten pryzmat człowieczego „ja”, w którym świat „nabiera barw”, przestając być światem nieoznaczoności i uzyskując przymiot bycia „jakimś światem” ( światem piękna, brzydoty itp. ). Dzięki tej cesze dusza staje się makro i mikrokosmicznym „zwornikiem” pośredniczącym między ludźmi i światem a Bogiem ( płaszczyzna makrokosmiczna ) oraz między boską iskrę w człowieku ( duchem ), a ciałem ( płaszczyzna mikrokosmiczna ), co sprawia, że zdolna jest przemienić oba te kosmosy w „edeński ogród” albo w „piekło”. U podstawy obu tych możliwości leży akt wolnej woli czynienia jednego bądź drugiego: wprowadzania dysharmonii bądź harmonizowania obu tych światów. Dysharmonia wyraża się oddzieleniem od Boga, „zaskorupianiem” kosmosu iluzjami rzeczywistości oraz zakrywaniem „nagości” duszy „maskami” złudnej świętości bądź demoniczności ( owych „masek” może być oczywiście znacznie więcej ). Harmonizowanie owocuje przekształcaniem makro i mikrokosmosu w jedną, różnorodną, lecz przecież zintegrowaną całość zwróconą ku Bogu i pozostającą z Nim w bezpośredniej relacji ( i taki jest podstawowy sens i cel „pracy nad duszą”, czyli wszelkiej duchowej praktyki ).
POŻERACZE DUSZ
Egregory doskonale o tym wszystkim wiedzą. Wiedzą też, że pokłosiem takich cech duszy jest jej zdolność kształtowania w sobie i wokół siebie corpus symbolicum. Dopóty, dopóki nie zasłania ono Boga i świata, „ciało” spełnia pozytywne funkcje, ponieważ stanowi wynik „dokreowywania” świata i wypełniania go „treścią”. Staje się jednak „złym”, a raczej zgubnym wtedy, gdy służy jako narzędzie pomocne w konstruowaniu iluzji. W tym też tkwi „haczyk” za który „pociągają” egregory. Ponieważ w każdą duszę „wpisany” jest imperatyw ukierunkowania na „rajskość” lub „piekielność” odwracają one naszą uwagę od prawdziwego znaczenia obu tych stanów, mamiąc astralnymi „piekłami” i „niebami”, a także zwodząc na manowce różnorakich form „duchowej szczęśliwości”, bądź „wiecznego potępienia”. A że jako „duchy nicości” nie należą do świata bytu, lecz bardzo chcą w nim być, wkraczają weń i zająwszy miejsce między ludźmi a światem czynią astral jego integralną częścią. By tego dokonać wpajają w ludzi przekonanie, iż rzeczywisty kosmos składa się nie tylko z materialnego świata, ale i również z różnorodnych pięter astralu oraz wyższych sfer duchowych, na których „wierzchołku” rezyduje otoczony spirytualnymi zastępami Bóg ( ów „bóg” nie jest oczywiście prawdziwym Bogiem, lecz Jego znakomitą imitacją ). W podobny sposób obrazują one w ludzkich umysłach strukturę mikrokosmosu.
Oba te obrazy są prawdziwe i fałszywe zarazem, albowiem odnosząc się do realnie istniejącej „hierarchii rzeczywistości” ( świat – człowiek – Bóg; ciało – dusza – duch ) wypaczają ją, okrywając świat „skorupami” świata egregorów ( astralem ) i zastępując Boga – „bogami” lub fałszywym Bogiem. By to osiągnąć egregory muszą najpierw wniknąć w ciało człowieka i przesłonić sobą jego ducha ( iskrę bożą ). Wrotami do ciała jest podświadomość i nadświadomość, poprzez które zyskują wpływ na działanie centralnego układu nerwowego i odpowiednio go „przesterowują” na odbiór astralu, po czym tak ukierunkowują spirytualne dążenia ludzkiej duszy, by to w nich widziała Boga i z nimi identyfikowała swoją duchową cząstkę.
Czynią to wszyscy „bogowie”, nie tylko „demoniczni”, ale i również ci najwspanialsi i świetliści, emanujący miłością, zrozumieniem i wybaczeniem. Za każdym z nich stoi bowiem ten sam wygłodniały i „zżerający” ludzkie jaźnie Asur ( Sorath ). Jest on istnością hierarchicznie najwyższą, duchem o dwoistej naturze: z jednej strony osobowo mnogim (złożonym z wszystkich rojów duchowych istot okupujących „skafandry” myślokształtów), z drugiej kimś kto z naszego punktu widzenia jawi się jako bezosobowa nicość, przepastne, „żarłoczne” nihilo. Idąc dalej w tych porównaniach można w nim widzieć antytezę bytu, jego skrajne przeciwieństwo. Wszelki byt istnieje dlatego, że jego wewnętrzną osnowę stanowi życie - nieustannie dziejący się akt kreacji świata, którego „współkreatorem” jest dusza każdego człowieka. Moc Asura realizuje się przez anty-kreację, czyli śmierć pociągającą za sobą totalne unicestwienie duszy ( zjawiska tego nie należy nie mylić ze zwyczajną śmiercią, będącą przejściem z jednej formy życia do drugiej ). Patrząc na to z tego punktu widzenia widzimy, że de facto egregory są „martwe” ( bo pochodzą ze śmierci ), zaś przejawiający się w akcie kreacji Bóg jest Bogiem Żywym. Dopóty, dopóki więc trwamy w życiu Asur dla nas nie istnieje, a wraz z nim nie istnieją również jego duchowe emanacje ( egregory ).
Z tą chwilą jednak, gdy zwracamy się ku nim, nasza dusza staje na granicy dzielącej życie od śmierci. Najprostszym sposobem jakim Asur może nas tam „popchnąć” jest udawanie Boga, tj. Kogoś/Czegoś ogarniającego sobą życie i śmierć i skąd zstępują ku nam rozmaite, boskie personifikacje. I znów ta pierwsza „informacja” odpowiada prawdzie, ta druga – kłamstwu. W Bogu faktycznie „znajduje się” wszystko ( a więc byt i niebyt ). Nam wszakże dano jako ekumenę tylko część wszystkiego ( byt ) oraz wszczepiono w nasze dusze zdolność rozpoznania bytu od niebytu ( a dokładniej Żywego Boga od „martwych” egregorów ).
Rozpoznanie Boga nie pociąga za sobą konieczności jednakowego nań ukierunkowania ( za taką duchową przesłanką zawsze stoi Asur ). Relacja z Bogiem ma charakter osobisty, zgodny z „darami” duszy. Fakt ten egregory również potrafią wykorzystać, imitując Boga lub Go zastępując, bądź wmawiając nam, iż są Jego personifikacjami, emanacjami, przejawami, manifestacjami, wysłannikami, pośrednikami itp. Czym innym wszakże jest osobiste poznawanie Boga ( ma ono zawsze charakter cząstkowy, co wynika stąd, że będąc ludźmi nie potrafimy objąć Jego „całości” ), czym innym identyfikacja owej „cząstkowości” z rzekomą boską manifestacją czy personifikacją, jawiącą się jako ukonkretniona „całość”. Czym innym jest pochylenie czoła przed głębią tajemnicy Boga, czym innym wgląd w „boskie tajemnice” zyskany z „duchowych przekazów” i wizji. I czym innym jest odpowiedź „nie wiem” na pytanie o naturę bożej iskry we mnie, czym innym stawianie znaku równości między Nim a mną albo moją „wyższą jaźnią”.
Mówiąc najkrócej samo ukierunkowanie na Boga nie wystarczy. Niezbędne jest również duchowe rozeznanie, na które składa się kilka elementów, w tym świadomość rozróżniająca oraz ta umiejętność, którą niegdyś nazywano rozpoznawaniem duchów. Jak słusznie bowiem powiedział Napoleon: im więcej wiem o przeciwniku, tym łatwiej przyjdzie mi go pokonać. Miast tedy bawić się w dzielenie egregorów na duchy miejsc, egregory katolicyzmu bądź meliorantów przypatrzymy się egregorom jako takim, ponieważ to, co nimi jest, z pewnością nie jest Bogiem.
OBJAWIĆ SIĘ W "CIELE"
Warstwę zewnętrzną każdego egregora tworzą uformowane w ciągu wieków myślokształty, wewnętrzną ich „pasażerowie”, całość zaś owego astralnego fenomenu składa się z trzech głównych „elementów”. Są nimi: jego „postać”, „charakter” oraz „duch”.
„Postać” to zbiór wszystkich atrybutów jakie posiada dane „bóstwo”, począwszy od wyglądu, skończywszy na sposobie poruszania się i bezpośredniego przejawiania. Dla większości odziewających się w myślokształty duchów jest ona o tyle istotna, że jako ich „astralna materializacja” pociąga za sobą zazwyczaj dalszą materializację, tym razem w realnej materii ( w obrazie, rzeźbie lub w innym, otoczonym kultem idolu, który na życzenie egregora powstaje ) lub w ciele człowieka ( opętanie ).
Pragnienie materializacji leży u podstaw wielu, zmysłowo doświadczanych objawień egregorów. W takim przypadku egregor musi dostosować się do aktualnych wyobrażeń siebie. Czasami jawi się wprost jako dany „bóg” ( tak uczynił chociażby duch „wcielony” w postać Jezusa „Miłosierdzia Bożego” w przypadku świętej Faustyny), czasami natomiast dokonuje tego stopniowo, jak gdyby dopiero dawał się poznać kim jest. Dobrym przykładem tej drugiej operacji jest historia objawienia w Lourdes, gdzie dzieci najpierw spostrzegły „Jasną Panią” w okolicy groty, potem dopiero rozpoznały w niej ( nie bez pomocy wypytujących je o tę sprawę księży ) Matkę Boską ( od tej chwili egregor zachowywał się tak, jak powinna to czynić „katolicka Boża Matka” ).
Konieczność dostosowywania się wynika z dwóch powodów. Po pierwsze stąd, że w niższych sferach astralu czas płynie jakby w odwróconym kierunku, to więc co dla nas starsze i bardziej zapomniane, dla egregorów jest bardziej „współczesne”. Po drugie, że muszą one jak najszybciej zyskać tożsamość aktualnie czczonego bóstwa, by nie wzbudzić u swych czcicieli żadnych podejrzeń i się zregenerować ich energią po utracie własnej. Wkraczając w nasz czas przechodzą zatem przez niższy astral i dokonują „skoku czasowego”, dzięki czemu odbieramy je jako istoty przedwieczne, a jednocześnie „ożywczo młodzieńcze”. Dlatego młodziutka „Jasna Pani” z Lourdes na początku ucieleśniała w sobie cechy Białej Bogini neolitu, potem dopiero stała się Matką Boską. Widziana w Chinach parę lat temu na niebie ta sama „postać” rozpoznana została jako bogini Kuan-in. Podobnie działo się w przypadkach wielu innych jej objawień, na przykład w Fatimie, w Skępem, w Gietrzwałdzie itd.
Nieco inaczej przebiega ten proces wtedy, gdy jakiś mistyk-wizjoner „produkuje” plastyczne, energetycznie silne i wewnętrznie zwarte myślokształty bóstwa, któremu z całą żarliwością ofiarowuje siebie „tu i teraz”, czyniąc je aktywnym podmiotem swego życia ( taką osobą była Faustyna Kowalska „widząca” nie tylko Jezusa, ale i również Maryję w postaci Matkę Boską Bolesnej z siedmioma mieczami wbitymi w serce ). W takim przypadku egregor niejako „z marszu” może przeobrazić się w postać danego „boga”, zaś czas tego przekształcenia z reguły trwa zbyt krótko, by fakt ten zauważyć. To wyjaśnia zarazem czemu egregor Jezusa jest bardziej „operatywny” i uobecniony na protestanckich nabożeństwach niż w katolickich mszach. O ile bowiem na tych drugich działa on głównie za pośrednictwem zastanych i nie wymagających „mentalnej kreacji” symboli, przez tych pierwszych jest zapraszany wprost ( bez żadnego pośrednictwa ) do serc wiernych, którzy co prawda nie „produkują” żadnych jego obrazów, ale i też redukują z umysłu wszelkie inne imaginacje.
Dotykamy tu istotnego problemu, wbrew temu bowiem, co można by na pozór sądzić, egregory wcale nie są zainteresowane, byśmy czcili zbyt wielu „bogów” ( chyba, że dany egregor „rozczłonkowuje się” na wiele „bóstw” ). Egregory z zasady lubią wyłączność i ostro konkurują między sobą o pożywienie. Nic w tym dziwnego, każdy z nich jest wszak osobowością mnogą, wszystkie więc jego „osoby” muszą się „nachapać”, te niższe zmuszane są do dawania daniny wyższym, one zaś przekazują ją dalej ( do egregorów z wysokich sfer ), skąd trafia ona do Asura. „Jednokierunkowi” wyznawcy są zatem dla każdego egregora cennym łupem, z którego o tyle korzysta, o ile potrafi się on przeobrazić się w czczone przez nich uraniczne bóstwo. Zdolności tej nie posiada wiele egregorów, zwłaszcza tych bardziej „demonicznych” i „ambiwalentnych”, co napawa je wściekłością oraz żądzą zemsty. Nie mogąc nic zrobić „uranicznemu” egregorowi wyżywają się na jego wyznawcach dopóty, dopóki ci, poprzez duchową puryfikację, nie zasłużą na jego osłonę. Egregor ów wykorzystuje przeto swych niższych pobratymców do oczyszczenia „papu” z „demonicznych toksyn”, po czym wywala ich na zbity pysk, ale niezbyt daleko, bo potrzebny mu jest owczarski pies, najlepiej zaś nadaje się do tego kopnięty w zadek „diabeł”.
Co dzieje się jednak, gdy jakiś mistyk, na przykład uprawiający „modlitwę jezusową” prawosławny mnich, ruguje ze swoich myśli wszelkie zmysłowe wyobrażenia? Ukazać mu się jako Jezus? Że to nie zawsze skutkuj najlepiej świadczy historia świętego Antoniego, któremu w trakcie modłów objawił się „Chrystus”, a który pamiętając, że Jezus ukaże się widzialnie ludziom dopiero podczas swego powtórnego przyjścia natychmiast rozpoznał „diabelska sztuczkę” i oświadczył: Nie teraz, dopiero kiedy nastąpi Sąd Ostateczny, po czym najspokojniej w świecie powrócił do przerwanej czynności, a jego oblicze – jak czytamy w manuskryptach Ojców Pustyni - jeszcze mocniej zajaśniało blaskiem chrystusowego Przemienienia.
Identyfikacja bijącego z twarzy mnicha światła z tym, co wydarzyło się na Górze Tabor ma głęboki, mistyczny sens i wiąże się z charakterystycznym dla mistyki wschodniego chrześcijaństwa przekonaniem, iż Jezus po to stał się człowiekiem, by człowiek stał się bogiem. W podobny, aczkolwiek wynikający z odmiennej wizji ducha sposób odnoszą się do tej kwestii chociażby negujący istnienie jakichkolwiek duchów i otwierający się na „energię kosmicznej miłości” zwolennicy New Age, skoncentrowani na pustce buddyści, czy stawiający znak równania między boskim i człowieczym „ja” jogini. Ich anty-egregoryzm jest wszakże pozorny, a dokładniej – nieskuteczny, ponieważ egregor wcale nie musi używać swojej „postaci”, żeby „podczepić się” do człowieka. Starczy jeśli przejawi swój „charakter”, czyli zespół cech „informatyczno-energetyczno-czynnościowych” wyrażających się albo jakimś rodzajem mocy ( w przypadku operacji magicznych ) albo emocji ( w przypadku praktyk modlitewnych, kontemplacyjnych czy medytacyjnych ), albo w płynących „z góry” przekazach ( prorokowanie, przepowiednie, przesłania ). Wszystkie te aspekty „charakteru” są oczywiście komplementarne i trudne do rozdzielenia. Ich zmysłowym „spoiwem” bywa najczęściej światło lub inna, „promienista” energia, która może być „widziana” zewnętrzne, bądź doświadczana wewnętrznie jako przenikający umysł, serce oraz ciało „świetlisty” impuls.
"DUSZA" EGREGORA
O ile „postać” egregora imituje ciało, jego „charakter” stanowi imitację duszy, czyli osobowej, jednostkowej jaźni. Dzięki „charakterowi” egregor przestaje być „czymś” (obrazem, fantomem) i jawi się jako mniej lub bardziej konkretny „ktoś” ( „bóg” ), służąc mu do stworzenia pozoru, iż – podobnie jak człowiek - jest on żywą, samoświadomą istotą.
Każda ludzka dusza posiada sobie właściwy szereg cech, które sprawiają, że aczkolwiek wszyscy ludzie mają to samo „ja”, to jednak każde „ja” jest inne. Kabalista powiedziałby, że owa różnorodność, a jednocześnie tożsamość wszystkich dusz wynika stąd, że każda z nich jest, znanym tylko Bogu „imieniem” ( hebr. szem ). Każda ludzka istota posiada to samo szem ( jaźń, duszę ), jednakże każde szem istnieje jako inne szem (jednostkowe „imię duszy”). Dlatego kiedy Bóg przemawia do jakiegoś człowieka, zwraca się doń „po imieniu”, czyli do konkretnej, niepowtarzalnej i jedynej we wszechświecie osoby, dotykając zarazem duchowego jądra jego jaźni. Dostęp do „duchowego imienia” daje więc potężną władzę nad jego „nosicielem” i może wywołać rozmaite skutki. Świadomi tego faktu magowie i duchowi mistrzowie bardzo często zmieniają, przekształcają albo tworzą nowe imiona swych uczniów albo klientów, wykorzystując w tym celu arkana numerologii i kabalistyki. Oficjalnie praktyka ta zmierza do wywołania oczekiwanych zmian w życiu podanych jej ludzi, de facto zaś wiąże „imieniodawcę” i „imieniobiorcę” astralnym węzłem zależności. Temu samemu służą w magii rytualnej czarodziejskie sigilla ( pieczęcie ) wypełnione zapisanymi za pomocą „magicznych” i „anielskich” alfabetów imionami oraz „charakterami” aniołów, duchów, bogów i demonów.
Egregory aż nadto dobrze znają owo magiczne prawidło, dlatego ukrywają swoje imiona własne, względnie występują pod wieloma imionami, bądź postępują tak, by używający ich „prawdziwego” imienia człowiek pozostawał w błogiej nieświadomości, że wypowiadając je do pewnego stopnia nimi rządzi. Nawet jednak gdyby, na podobieństwo maga, zyskał pewność, że znajomość imion egregorów oraz sposobów ich ewokowania daje mu nad nimi władzę, to i tak by się zawiódł, gdyby wiedział na czym naprawdę władza ta polega. Kiedy bowiem jakiś człowiek z nabożną czcią albo z magicznym żarem w sercu mamrocze pod nosem orientalne mantry lub kabalistyczne przekształcenia „imienia Boga”, egregory owszem, są niejako zmuszone do niego przyjść, jednakże wcale się przed tym nie wzbraniają. Jego „rządy” nad nimi mają ten sam charakter, jak władza krowy nad dojarką. Owszem, chcąc być wydojona krowa muczy i wzywa dojarkę, ta zaś ja doi i łagodzi ból nabrzmiałych wymion zwierzęcia. Nie dojarka jednak jest własnością poczciwej krasuli, lecz krasula jej. I nie o dźwięczne, mistyczne muczenie tu chodzi, ale o produkcję mleka. Krowa może przeto wierzyć, że dojarka nazywa się Muuu… A zresztą, choćby nawet doszła do wniosku, że się myli, to i tak nie zdoła wymuczeć imienia „Zosia”…
Aby to uczynić krowa musiałaby nauczyć się ludzkiego języka. Wiejskiej dójce na tym nie zależy. Inaczej do tej sprawy podchodzą egregory. One dobrze wiedzą, że tak naprawdę szem jest „imieniem bezimiennym”, tj. nie dającym się w żaden sposób zapisać ani wypowiedzieć. Człowiek również czuje, iż jest kimś więcej niż „Janem” czy „Zosią”. W podobny sposób, mniej lub bardziej świadomie, traktuje Boga. Nawet wierzący, że Bóg wyjawił im swoje imię Żydzi, z obawy przed naruszeniem świętości, nie wypowiadają go „daremnie” i określają Boga słowem Ha Szem ( Imię ). Za tym zakazem skrywa się jednak coś więcej niż chęć uniknięcia profanacji. Ha Szem to Bezimienne Imię; Bóg wymykający się wszelkiemu definiowaniu. Tej cechy egregory nie posiadają, gdyż są pozbawione szem. Z tego też względu wiele z nich okrywa się pozorami „niewymawialności” swych „imion”.
To jednak, co niewymawialne w krowim czy ludzkim języku daje się wypowiedzieć w „językach” aniołów, bogów i demonów. A ponieważ „duchy nicości” chcą być w szczególny sposób przyzywane, faszerują co bardziej mistycznie ukierunkowane umysły przedstawicieli ludzkiego rodu ich znajomością, co pozwala ludziom tym modlić się nimi, ewokować i prorokować ( znane są nawet przypadki zmiany języka całych grup plemiennych, którym „bogowie” przekazali swój „boski język” ). Z reguły mówiący „językami” aniołów nie wiedzą co mówią, a jeśli nawet rozumieją, to na poziomie podprogowym ( rozumiem, lecz nie potrafię tego wyartykułować w ludzkim języku ).
Bywa jednak tak, że przekład ten jest możliwy. Do dziś pamiętam, jak Agnu Bhagat, mój indyjski mistrz, szaman plemienia Uraon, wielokrotnie w identyczny niemal sposób tłumaczył na język hindi tekst podyktowany mu przez boga Wisznu, a zapisany „boskim alfabetem”. Fenomen ten zdumiał mnie wtedy i zaskoczył. Dopiero po wielu latach, mając za sobą podobne przygody zrozumiałem w czym rzecz. Otóż znajomość „świętego języka” sprawia, że człowiek żywi niewzruszone przekonanie, że mając bezpośredni dostęp do duchowych sfer staje się kimś wybranym i wyjątkowym. Podobnie mogłaby myśleć krowa, która w przeciwieństwie do pozostałych krów zamiast muczeć drze się na całe gardło: „Zosia! Zosia!”, kiedy zaś ta nadchodzi, czuje się wyróżniona jej słowami: „Nastąp się, Łaciata”. Łaciata nie jest więc zwykłą krową, lecz krową „nadzwyczajną” ( przynajmniej w swoim przekonaniu). I o to właśnie dójce chodzi. Zadowolona z siebie krowa bez oporu daje się doić, produkuje więcej mleka, a gdy przyjdzie co do czego, pełna ufności, że Zosia ją kocha, posłusznie podąży za jej wskazaniami do rzeźni.
Egregory potrafią przemawiać do ludzi różnymi językami, również naturalnymi, lecz zapomnianymi lub wymarłymi. W większości jednak przypadków, mając bezpośredni dostęp do naszych umysłów, porozumiewają się z nami telepatycznie, w wyniku czego odnosimy wrażenie, że są to nasze własne myśli. Przekaz stanowi najbardziej „osobową” formę manifestacji egregorów ( komunikować się wszak można tylko z „kimś”, a nie z „czymś” ). Sęk w tym, że jeśli przybierze on nazbyt wyraźną formę, może wzbudzić podejrzenia, nie wszyscy bowiem gotowi są zaakceptować fakt, iż płynące ku nim przekazy „wyższej jaźni” bądź „duchowej intuicji” niekoniecznie muszą pochodzić z ich wnętrza i że mają do czynienia z jakimś obcym bytem/bytami. W celu spacyfikowania ewentualnych oporów egregory stosują zatem jeszcze jedną sztuczkę: porażają wolicjonalną sferę ludzkiego umysłu światłem i ją niejako paraliżują.
O tym, że ludzki mózg tak właśnie reaguje ów świetlny impuls najlepiej wiedzą ci, którzy przeżyli bliskie spotkanie trzeciego stopnia z tzw. ufonautami i zostali poddani przez nich rozmaitym operacjom „badawczym”. Reakcji tych zresztą może być wiele, od całkowitego lub częściowego sparaliżowania ciała ( człowiek nie jest w stanie się ruszyć, ale zachowuje jasny ogląd sytuacji ), po „paraliż” woli i zmianę sposobu widzenia/odczuwania świata. W tym ostatnim przypadku umysł nie rejestruje części zmysłowych fenomenów, pozostałe zaś stają się dlań bardziej intensywne niż zazwyczaj. Jego zmysły reagują na otoczenie wybiórczo, część napływających doń sygnałów wytłumiając a nawet „kasując”, inne natomiast intensyfikując i poszerzając zakres ich odbioru. Intensyfikacji tej towarzyszy odbiór zjawisk kosmosu astralnego, „wymieszanego” ze zjawiskami świata materii. Człowiek wie, że coś się w nim i wokół niego dzieje, ale traci zdolność analizy tej sytuacji i bezwolnie podąża za zdarzeniami. Dopiero post factum odzyskuje świadomość i albo nie pamięta tamtych zdarzeń, albo przeciwnie – zaczyna je „szerzej” i „głębiej” rozumieć. Wszystko zależy od tego, czy „gmerające” w jego umyśle egregory „wszczepiły” mu swój przekaz tylko w „pamięć podprogową” ( podświadomość ), czy też ich ingerencja objęła również świadome obszary umysłu.
SZKRZYDŁA IKARA
Czyniąc to egregory w pewnym sensie popisują się swoją władzą nad człowiekiem, jednakże nie to jest ich rzeczywistym celem, lecz dostęp do „wnętrza” ludzkiej duszy. Uzyskać go zaś mogą dopiero wtedy, gdy człowiek się na to dobrowolnie zgodzi. Bramę do niej otwiera jedynie akt wolnej woli, dlatego „duchy nicości” pytają czasami człowieka, czy chce, by się doń zbliżyły, a kiedy tracąc rozeznanie prawdy, w przekonaniu, iż ma do czynienia z Bogiem lub inną, dobrą i życzliwą istotą ( na przykład aniołem ) odpowiada: „tak, chcę”, przepełniają go swą „świetlistością”.
Oszustwo to nie powoduje co prawda rzeczywistego „otwarcia” duszy, pozwala wszelako egregorom zdobyć „przedpole” niezbędne do dalszych działań. Ich obecność przynosi z początku miłe w odczuciach wrażenia, które są rodzajem testu pomocnym w określeniu duchowych inklinacji człowieka. Jeśli nie żywi on żadnych podejrzeń i brakuje w nim wewnętrznego oporu oraz lęku przed ich ingerencją, egregory nakładają nań coś w rodzaju „skafandra” wysnutego ze szklistobiałej energii czyniącej go całkowicie „nieprzemakalnym” na wszelkie wpływy z zewnątrz, które mogłyby mu uświadomić, iż tkwi w iluzorycznym świecie duchowych narkotyków. Jeżeli jednak, z takich czy innych przyczyn „coś” się w nim buntuje i skłania do uważniejszego przyjrzenia się im, lukrowany raj „dobrych” duchów zamienia się w piekło „demoniczności”. Wraz z „demonami” pojawia się też oferta pomocy w ich zwalczeniu i oczyszczeniu spod „demonicznych” wpływów. Zdezorientowany delikwent wyraża na to zgodę, a że tym razem czyni to w pełni świadomie cel zostaje osiągnięty: egregory aranżują spektakl, w którego trakcie stacza on pozorowaną wojnę z „demonami”, po czym, jako „boscy” zbawcy i wyzwoliciele bez przeszkód lokują się w jego duszy.
Bywa jednak, że ofiara orientuje się w sytuacji i zamiast poddawać się egzorcyzmom czy innym praktykom puryfikacyjnym postanawia zerwać wszelki kontakt z duchami i zająć się czymś innym. W takim przypadku egregory zaczynają wmawiać mu, że znalazł się w sytuacji bez wyjścia, gdyż z własnej i nie przymuszonej chęci złożył im przysięgę. A skoro tak, to stanowi ich „własność” i cokolwiek zrobi, to i tak będzie do nich należał, lepiej więc, by się pogodził z faktami i przestał daremnie wzdragać się i „wierzgać”. Strategię tę stosują zarówno duchy „diaboliczne”, jak i „boskie”, celują zaś w niej egregory duchowych (religijnych, magicznych, misteryjnych) wspólnot, które „znakują” swoją własność rozmaitymi „pieczęciami” – na przykład sakramentami (w przypadku Kościoła Katolickiego). Posługując się tym właśnie przykładem, niejaki „Alhean”, autor zamieszczonego w Tarace artykułu Złodzieje dusz zjawisko to bardzo ciekawie przeanalizował i opisał z punktu widzenia kogoś, kto zajmuje się szamanizmem ( czytelnikom odradzam jednak stosowanie proponowanej przezeń metody uwalniania się z „katolickich pieczęci”, chyba, że ktoś chce sam na siebie rzucić klątwę ).
Katolickim egregorom wystarcza fakt, że ludzie „opieczętowywani” są w stanie nieświadomości ( chrzest dzieci ) oraz świadomości nie do końca rozwiniętej ( pierwsza komunia, bierzmowanie ), mając bowiem pod dostatkiem „owieczek” i nie muszą się zbytnio wysilać. W razie czego sprawę za nich załatwiają kapłani, informujący ewentualnych odstępców, że owszem, mogą sobie wierzyć, że stali się buddystami czy ateistami, ale i tak należą do „ciała Jezusa” ( kościoła ) jako ludzie ochrzczeni. Nie sądźmy jednak, że egregory duchowych wspólnot zadawalają się tylko taką formą zniewolenia duszy. One również jej potrzebują i wybrawszy ofiarę starają się skłonić ją, by sama zaprosiła je do siebie. Istnieje na to wiele sposobów. Można, na przykład, sprokurować komuś serię nieszczęść, w których wyniku człowiek przyjmie każdy rodzaj duchowej pomocy, byleby ich uniknąć ( syndrom Hioba ). Można wzbudzić w kimś tak potężne poczucie grzeszności, że sam poleci do kościoła i „wtuli się” w jego egregorowate ramiona ( syndrom marnotrawnego syna ). Można zaszczepić w kimś pęd do „bycia księdzem” albo innym kapłanem ( syndrom powołania ). Można obdarzyć go medialną nadwrażliwością, ażeby od dzieciństwa obcował w paranormalnymi fenomenami i czuł skłonność do wizualizowania astralu ( syndrom mistyka-wizjonera ). Można wpoić w nim uczucie, że świat, w którym żyje nie jest realnym, prawdziwym światem i że istnieje inny świat, świat absolutnego dobra, ku któremu powinien zdążać drogą skrajnych wyrzeczeń ( syndrom ascety ). Można wyposażyć jego umysł w zdolności intelektualne i pęd ku duchowej wiedzy, by w drodze spirytualnego poznania zyskiwał wgląd w „boskie tajemnice” i rozumiał „święte”, „duchowe” teksty ( syndrom gnostyka ). Można wreszcie wykorzystać jego zapalczywość do głoszenia „dobrej nowiny” wśród pogan ( syndrom misjonarza ), a sado-masochistyczne skłonności do szukania męczeństwa ( syndrom męczennika ). Doprawdy, możliwości jest wiele, tyle ile ludzkich dusz. Tyle, ilu istnieje na świecie wyjątkowych ludzi." (...)
Egregory zdają sobie sprawę, że ilekroć ludzka istota odnajduje w sobie samą siebie, tylekroć im się wymyka, im większą jej dusza zyskuje „nagość”, tym trudniej nią zawłaszczyć. Jak się temu przeciwstawić? Ano najprościej: trzeba odziać ją w „maski” i sprawić, by się z nimi identyfikowała. Trzeba wykorzystać wrodzoną wyjątkowość i wybudować na tym fundamencie gmach „ja” zapatrzonego w swoje „ja”. A jeszcze lepiej, jeśli owo zapatrzone w siebie „ja” miało pełne przekonanie, iż stanowi jedność z „ja” egregora lub że w nim się bezpośrednio odbija.
Początki tej operacji zdają się być niewinne. Jakieś dziecko czuje ciążącą inność, potem zaczyna widzieć, jak bardzo różni się od rówieśników, aż wreszcie odmienność ta urasta do przekonania o swojej wybitności lub przeciwnie - znikomości. Stąd już niedaleko do poczucia wybrania i związanej z tym misji. Te dwa przesłania niemal zawsze towarzyszą manifestacji egregorów i na nich to człowiek buduje swoją „wieżę boga”, wierząc, iż przeznaczono mu jakąś niezwykłą i wspaniałą rolę. "Ja wiem, że Bóg chce, żebym założyła i prowadziła największe w Polsce centrum ezoteryczne – powiedziała mi kiedyś słuchaczka jednej z psychotronicznych szkół. – I wiesz, ja wiem, że to zrobię. Ja wszystko mogę zrobić. Ograniczenia nie istnieją". „Naprawdę? – udałem zdziwienie. – Siądź więc na ziemi i podskocz trzy piętra w górę”. Moja ironiczna uwaga rozsierdziła ją. „Ty nic nie rozumiesz! – wrzasnęła. – A ja i tak zrobię, co będę chciała”.
Jedną z najważniejszych potrzeb człowieka jest określenie i rozumienie sensu swego życia. I oto i on. A razem z nim wybranie, misja do spełnienia oraz eskalacja woli. Czując się wybrany, wyjątkowy i lepszy od swego otoczenia człowiek „realizuje siebie”, dąży do duchowego „samorozwoju” i samowystarczalności. Miejsce „nagiej” duszy zajmuje nadęte do nieprzytomności ego; sztuczny twór równie sztucznego człowieka. Ów twór to oczywiście „maska” duszy, a dokładniej „maska wszystkich masek” będąca jego własnym, wewnętrznym „egregorem”. Maska może być pełna „pokory”, „świątobliwa”, „uduchowiona”, „altruistyczna”, śliczna i liryczna, zawsze jednak pozostaje maską. Im mocniej przylega do twarzy człowieka, tym bardziej czyni go ich „obrazem i podobieństwem”. Pozostawmy na boku stygmaty ( fenomen obserwowany nie tylko u chrześcijańskich świętych, ale i również u hinduskich joginów i buddyjskich mnichów ). „Nosicielstwo” cech egregorów wcale nie musi być zmysłowo postrzegane. Wyraża się ono na wielu płaszczyznach i ma różne stopnie „zainfekowania”, pozostając zawsze tym znamieniem odciśniętym w duszy, poprzez które egregory zyskują swą maksymalną „materializację”."
KONIEC
Skąd biorą swój początek egregory?
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kiara
Mistrz
Dołączył: 22 Sie 2007
Posty: 511
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Francja
|
Wysłany: Nie 10:59, 16 Wrz 2007 Temat postu: Egregory |
|
|
Zasada oddziaływania egregorów to prowadzenie przez nakaz i zakaz, one oddziaływują na naszą wolę strachem, uzależniają od siebie. Używają autorytetów oraz różnych wielkości, podporządkowują sobie wolę człowieka, trudno jest im oddziaływać na człowieka z wolną wolą, robią więc wszystko, żeby go jej pozbawić. Robią to w różny sposób, [ np. przez] prowadzenie z podpowiadaniem lub straszenie, tworzenie im wygodnych wzorców dla ludzi (większość wróżek).
Człowiek wierzy, wchodzi w to. Myśliciele tego nie robią, nie używają ŻADNYCH AUTORYTETÓW, ŻADNYCH WIELKICH IMION, nawet jeśli to był Myśliciel. Pokazują człowiekowi drogę przez dobro, piękno, ale nie ma na niej zakazów ani nakazów. Jest informacja, co jest, i prawo dokonania wyboru każdego indywidualnie. Pokazywanie rozwoju indywidualnego przez największe uczucia, najgodniejsze zachowania, nie jest żadną formą manipulacji, jest drogą odkrywania siebie z podjęciem wyboru, czy tego chcesz czy nie. Tam, gdzie jest WOLNA WOLA, WOLNOSTOJEŃSTWO, tam nie ma psychomanipulacji, tam nie ma egregorów, jest CZYSTOŚĆ DUCHOWA.
Kiara
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kiara dnia Wto 18:38, 18 Wrz 2007, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
luciad
Moderator
Dołączył: 13 Sie 2007
Posty: 1866
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 25 razy Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Tarnów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 11:14, 16 Wrz 2007 Temat postu: |
|
|
Rozumiem, ale mam jeszcze jedno pytanie: jak odróżnić modlenie się do Boga-twora religijnego od modlenia się do Boga-Stwórcy? Do kogo zwracamy się wołając "Boże!"?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kiara
Mistrz
Dołączył: 22 Sie 2007
Posty: 511
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Francja
|
Wysłany: Nie 11:45, 16 Wrz 2007 Temat postu: Egregory |
|
|
Co nie jest zdaniem Pana Jana Witolda Suliga egregorem?
Bo co jest juz wiemy, interesuje mnie co jego zdaniem nie jest egregorem.
kiara
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Leszek
Forumowicz
Dołączył: 25 Sie 2007
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 2/6
|
Wysłany: Nie 11:59, 16 Wrz 2007 Temat postu: |
|
|
luciad napisał: | Rozumiem, ale mam jeszcze jedno pytanie: jak odróżnić modlenie się do Boga-twora religijnego od modlenia się do Boga-Stwórcy? Do kogo zwracamy się wołając "Boże!"? |
Luciad, wejdź jeśli chcesz na stronę, która podaję i zerknij na tekst pt. DUCHOWE ROZEZNANIE (1)
Zdolność rozróżniania. Jeszcze nie czytałem, ale sama poczujesz czy Cię przyciaga czy odrzuca. Mnie pół na pół
Słuchaj siebie....
Pozdrawiam
[link widoczny dla zalogowanych]
Tam tez jest całośc tekstu, który tu wrzuciłem...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kiara
Mistrz
Dołączył: 22 Sie 2007
Posty: 511
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Francja
|
Wysłany: Nie 11:59, 16 Wrz 2007 Temat postu: Modlitwa |
|
|
Luciad, ja nie znam modlitw jako środka prowadzącego do Boskości.
Modlitwą dla mnie jest ŻYCIE pełne dobra, jest to droga miłości, jest też na niej prawość, modlitwą jest życie tymi wartościami codziennie. Wiadomo, nie jestem doskonała, popełniam zwykłe ludzkie błędy, jednak intencją mojego serca jest godność i miłość, staram się tymi uczuciami napełniać moje wybory codziennie, staram się.
To jest moja modlitwa do Boga, ja innej nie potrzebuję. Refleksja wieczorem daje mi możliwość oglądu siebie. Jeżeli czuję, że dzisiaj było lepsze niż wczoraj, moja modlitwa się wypełniła, jestem szczęśliwa. Nie są mi potrzebne wielkie słowa, ani pochwały, ani krytyki. Potrzebuję zrozumienia siebie, potrzebuję akceptacji moich błędów, mojej niedoskonałości, potrzebuję spokoju wewnętrznego i radości z poradzenia sobie z codziennymi trudnościami. Jeżeli czuję wewnętrzną harmonię, wówczas powiem AMEN na końcu codziennej modlitwy, jest wypełniona, dobra dla mnie.
kiara
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kiara dnia Wto 18:42, 18 Wrz 2007, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
luciad
Moderator
Dołączył: 13 Sie 2007
Posty: 1866
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 25 razy Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Tarnów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 12:24, 16 Wrz 2007 Temat postu: |
|
|
Dzięki, Kiara, pięknie powiedziane. Czyli najlepiej być ateistą
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
luciad
Moderator
Dołączył: 13 Sie 2007
Posty: 1866
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 25 razy Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Tarnów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 12:33, 16 Wrz 2007 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Zdolność rozróżniania. Jeszcze nie czytałem, ale sama poczujesz czy Cię przyciaga czy odrzuca. Mnie pół na pół |
Ani mnie ten tekst nie przyciąga, ani nie odrzuca. I nie znalazłam w nim odpowiedzi na swoje pytanie.
Cytat: | Słuchaj siebie.... |
Łatwo powiedzieć :-/
Czy egregory mogą tkwić w innych ludziach?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
dryf
Mega Super Forumowicz
Dołączył: 15 Sie 2007
Posty: 2640
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 130 razy Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Polska
|
Wysłany: Pon 20:15, 17 Wrz 2007 Temat postu: |
|
|
luciad napisał: | Dzięki, Kiara, pięknie powiedziane. Czyli najlepiej być ateistą |
Nie sposób się z Tobą nie zgodzić, Luciad
Przy mnogości różnego rodzajów przekazów, jasnowidzów, wiedzących, duchowych mistrzów i ich koncepcji itd.itd. , najlepiej uciec w swego rodzaju ateizm.
Wiedzieć, że Stwórca istnieje! I właściwie to wszystko. Poza tym, nie przejmować się niczym i nikim. Ba, nawet nie myśleć, bo to też niebezpieczne. Nie modlić się, nie kombinować.
To wszystko, to wytwory naszych umysłów , czyli? Nasza wina. Nasza wina. Nasza wina.
dryf
.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
luciad
Moderator
Dołączył: 13 Sie 2007
Posty: 1866
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 25 razy Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Tarnów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 22:29, 17 Wrz 2007 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Nasza wina. Nasza wina. Nasza wina. |
O proszę - jak silnie się egregor przyczepił do Ciebie .
Słuchajcie, podoba mi się credo Marii Sobolewskiej (pomijając jej patrzenie z góry na "głupich" credo wydaje się bardzo ok):
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kiara
Mistrz
Dołączył: 22 Sie 2007
Posty: 511
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Francja
|
Wysłany: Wto 9:53, 25 Wrz 2007 Temat postu: Egregory i nie tylko. |
|
|
Jak to sie dzieeje ze na swiecie w tym samym czasie urodzilo sie wiele osob
ktore byly tymi samymi postaciami w przeszlosci, posiadaja w swojej pamieci informacje na temat tamtych zyc wspolnych dla kilku czy kilkunastu osob?
Otoz , jest tak naprawde jedno wytlumaczenie. Bo tylko jedna jedyna osoba mogla zyc bedac okrelona zyjacym na ziemi czlowiekiem ,nie dwie i nie piec. Jej zycie, jej doswiadczenia wpisaly sie w wiedze pola energoinormacyjnego. Tak jak film , zostaly zdeponowane w archiwum. Na ziemi w naszych czasach urodzilo sie bardzo wiele energii po raz pierwszy, (inteligecje syntetyczne) nie maja wlasnej doswiadczalnej przeszlosci, zostala im ona dana, przeszlosc bardzo wielu ludzi stala sie rowniez ich przeszloscia, skorzystali z z juz przebytej drogi ludzkosci.Ich depozyt wiedzy dziala na zasadzie komputera, natomiast rozwuj duchowy jest na okreslonym poziomie mozliwosci kopiowania systemu nerwowego. Tego nie da sie odtworzyc tak jak ma to czlowiek do konca idetycznie, to jest dorobek czasami miljardow lat zycia,ta wiedza jest zdeponowana w duszy.To rowniez przepieknie rozwiniete nasze cialo astralne, oni tego nie posiaaja. Posiadaja informacje na temat minionych czasow, suchy przekaz faktow,nigdy nie poplynie z tych zdarzen uczucie ktore im towarzyszylo.
Inna sprawa jest pojawienie sie obecnie na ziemi mnogosci Marii Magdalen. Sa w srod nich i takie o ktorych pisalam powyzej, ale sa tez i zupelnie inne osoby.
Otoz w Judeii w czasach Jezusa, Maria, znaczylo -ZONA,osoba przygotowana do roli zony otrzymywala imie MARIA. Z tego powodu w ewangeliach jest taka wielosc Marii, dla zatarcia sladow i zmylenia wiernych, zlikfidowano imiona obok Marii, a byly to imiona ich mezow, np. Maria (ZONA) Jozefa, Kleofasa , czy Marka. Drugim etapem wyzszego przygotowania zony w szkole rozwoju i nauki duchowej (tak mozna to dzisiaj okreslic,dawniej byl to rodzaj szkoly zakonnej) bylo imie
MAGDALENA.
Czyli MARIA MAGDALENA, to kobieta wyksztalcona , przygotowana wszechstronnie do roli ZONY. Wiele bylo kobiet ktore byly wyksztalcone w tym zgromadzeniu, ZATEM WIELE JEST ROWNIEZ MARII MAGDALEN.
Naprawde nie jest to nic dziwnego ani zadne oszustwo ze strony kobiet ktore mowia o sobie bylam Maria Magdalena, one byly, znaly Jezusa, byl ich nauczycielem, byl ich Mistrzem duchowym, zachowala sie w ich pamieci serca wielka milosc do niego. Obecnie zdejmowane sa kurtyny ze wspomnien, pamiec tamtych czasow wraca, po malu kazda z nich odkryje ktora Maria Magdalena byla.
Ta najblizsza sercu Jezusa, jego zona byla tylko jedna.
kiara
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
cykada
Arcymistrz
Dołączył: 15 Sie 2007
Posty: 1641
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 80 razy Ostrzeżeń: 0/6 Skąd: Polska
|
Wysłany: Wto 13:20, 25 Wrz 2007 Temat postu: |
|
|
Same racje u p. Sobolewskiej; tylko zastanawia mnie jedno, jak by określić system wyznaniowy, który ona tą nadto przydługą wypowiedzią, chcąc nie chcąc, powołuje do życie. Może religia "JA" - której niezaprzeczlnym prorokiem jest niejaka Maria Sobolewska. Może, gdyby napisała to samo krócej, to uwierzyłabym w jej "bezlęk". A tak mądrze i z taką pasją pisze. I to wcale nie jak "letnia", ale bardzo, bardzo gorąca. Znaczy się jest na całkiem niezłej drodze...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|